W okręgu lubusko-zachodniopomorskim w nadchodzących wyborach do europarlamentu mandaty mogą zdobyć komitety Koalicja Europejska i PiS. Jeden z możliwych scenariuszy mówi, że dwa mandaty weźmie KE, a jeden PiS, według innego jeden mandat może przypaść któremuś z mniejszych ugrupowań.
„Jedynką” Koalicji Europejskiej w okręgu nr 13 lubusko-zachodniopomorskim jest obecny europoseł Bogusław Liberadzki, z kolei „jedynką” PiS szef MSWiA Joachim Brudziński. Poza nimi liderami list są także Krzysztof Tuduj z Konfederacji Korwin Liroy Narodowcy, Anita Kucharska-Dziedzic z Wiosny Roberta Biedronia, Julia Zimmermann z Lewicy Razem i Olimpia Tomczyk-Iwko z Kukiz’15.
Mandaty dla Brudzińskiego i Liberadzkiego są bardzo prawdopodobne – ocenia w rozmowie z PAP politolog dr hab. Maciej Drzonek, profesor w Instytucie Politologii i Europeistyki Uniwersytetu Szczecińskiego.
„Wszystko zależy tak naprawdę od tego, jak rozłożą się głosy, a przede wszystkim jaka będzie frekwencja, bo ordynacja jest na tyle skomplikowana, że na liczbę mandatów wpływa frekwencja w poszczególnych okręgach wyborczych no i oczywiście wynik danej listy. Wydaje się, że na Pomorzu Zachodnim lepszy wynik będzie miała KE, przynajmniej tak do tej pory było. Zaskoczeniem byłoby gdyby PiS miał lepszy wynik od KE”
– powiedział Drzonek.
Jego zdaniem, możliwy scenariusz mówi, że w okręgu lubusko-zachodniopomorskim będą trzy mandaty.
„Jeżeli tak się stanie to prawdopodobne jest, że dwa mandaty weźmie KE, ale może się zdarzyć również, że trzeci mandat zdobędzie jakieś inne ugrupowanie. Dotychczasowe preferencje polityczne Pomorza Zachodniego są raczej lewicowo-liberalne, a zatem w grę wchodzi również Wiosna Roberta Biedronia, jeżeli zrobi dobry wynik w skali ogólnopolskiej”
– dodał.
Komentując kończącą się kampanię wyborczą Drzonek zwraca także uwagę na aktywność kandydatów z list, którzy nie są tzw. jedynkami:
„PiS bardzo mocno promował na Pomorzu Zachodnim ministra Brudzińskiego, ale z tego co słychać tu i ówdzie jest pewna wewnętrzna rywalizacja pomiędzy panem ministrem i panią minister Elżbietą Rafalską („trójka” na liście PiS)”
– kontynuował Drzonek.
„Pani minister jest osobą, która zrobiła jeśli chodzi o wizerunek rzecz bardzo ciekawą. Objęła ona bardzo trudny resort, który przed 2015 r. kojarzył się z pewnego rodzaju uszczerbkiem na wizerunku sprawującej ten urząd osoby. Natomiast po 2015 r. okazało się, że jest dokładnie odwrotnie, a usposobienie minister Rafalskiej dodatkowo powodowało, że jest ona nawet bardzo dobrze odbierana. To oczywiście gra PiS, żeby zdobyć jak najwięcej głosów”
– dodał.
http://www.zachod.pl/wybory-do-pe-wszyscy-kandydaci/
Politolog zwraca też uwagę na aktywność szczególnie na plakatach i billboardach Bartosza Arłukowicza startującego z drugiej pozycji na liście KE.
„Wydaje się, że jest ona większa niż w przypadku, co jest pewnym zaskoczeniem osoby numer jeden na liście, czyli Liberadzkiego. Jest to czynnik, który powoduje, że w przypadku gdyby KE miałaby dostać tylko jeden mandat w naszym okręgu to nie można dziś stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że dostanie go Liberadzki czy Arłukowicz. Wydaje się także, że inne osoby z listy KE nie mają na to szans”
– dodał Drzonek.
Bardzo skomplikowana jest obowiązująca w Polsce procedura przydzielania mandatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Łączy dwie metody podziału: D’Hondta i Hare’a-Niemeyera, pierwsza dotyczy skali całego kraju, druga – poszczególnych okręgów. Wszystkie wyliczenia przeprowadza Państwowa Komisja Wyborcza. Pierwszym zadaniem PKW jest ustalenie, które komitety mogą uczestniczyć w podziale mandatów, a więc które przekroczyły 5-procentowy próg wyborczy. Następnie PKW dokonuje podziału mandatów pomiędzy uprawnione komitety metodą D’Hondta. Kolejnym krokiem jest podział mandatów przypadających na każdy z komitetów pomiędzy jego listy okręgowe metodą Hare’a-Niemeyera. Ostatnim etapem procedury ustalania wyników wyborów jest przyznanie mandatów konkretnym kandydatom. Otrzymują je kandydaci, którzy uzyskali kolejno największą liczbę głosów w ramach danej listy. |