Parki linowe, tyrolki, bungee – zabawy ekstremalne są coraz bardziej popularne. Ale czy bezpieczne? – Badam 5 do 8 wypadków rocznie, to tylko jedna dziesiąta wszystkich zdarzeń – mówi biegły sądowy, instruktor Polskiego Związku Alpinizmu, Bogusław Kowalski.
Głośno było ostatnio o wypadku w Gdyni, skaczącemu na bungee mężczyźnie zsunęła się uprząż:
– Tu zawiódł sprzęt, jednak ktoś był odpowiedzialny za jego użycie – podkreśla Bogusław Kowalski.
– Ale najczęściej w zabawach linowych, takich jak parki, zjazdy tyrolskie, winę ponoszą po prostu ludzie – mówi Wojciech Sieprawski, instruktor Polskiego Związku Alpinizmu, który zbudował dziesiątki parków w Polsce, przeprowadza również w nich przeglądy:
A obowiązki wyznaczają normy prawne: to m.in. nadzór nad najmłodszymi. Do 6. roku życia dziecka instruktor powinien być przy nim, dziecko w wieku 6 do 9 lat musi nadzorować wzrokowo, dla starszych jest na zawołanie.
– Poza tym przez pierwsze pięć przepięć na linie powinno się kontrolować klienta, nawet jeśli podczas szkolenia wykonał wszystkie czynności dobrze – podkreśla Wojciech Sieprawski. – Bo przychodzi strach, również ten związany z wysokością. Bardzo często do parków wpuszcza się osoby za młode na samodzielną asekurację.
Dla dzieci najbardziej bezpieczna jest tzw. asekuracja ciągła, bez możliwości przepinania się. Klient jest cały czas wpięty, nie może spaść.
Wojciech Sieprawski mówi też o nieuwadze instruktorów, ich sezonowej pracy, często małym doświadczeniu, bywa że klient ma niewłaściwie założony sprzęt.
– Szkolenie na instruktora trwa zaledwie dwa dni, w tym czasie ciężko z kogoś zrobić fachowca, a dobrze byłoby, gdyby systematycznie podnosił swoje umiejętności – mówi Sieprawski.
Bogusław Kowalski badając wypadki również najczęściej spotyka się z błędami ludzkimi:
– 95 procent spraw, to błędy wynikające z niewłaściwego nadzoru lub pogwałcenia zasad obsługi pomimo właściwego nadzoru – podkreśla.
Zatem: czy parki linowe są bezpieczne?
Kowalski znów wraca do roli instruktorów:
– Zbyt duża frekwencja w parkach linowych powoduje, że obsługa nie zwraca uwagi na wszystkich, zwłaszcza na dzieci.
Czy sam puściłby własne potomstwo do parku?
– Pamiętajmy, że park linowy to nie jest plac zabaw, to raczej zabawa dla dorosłych, pierwsze tego typu atrakcje budowano dla wojska – zaznacza Wojciech Sieprawski. – Rodzice często przeceniają umiejętności dziecka. Bywa że dziecko najpierw idzie ostrożnie i z uwagą, a potem się zapomina, dlatego tak ważna jest rola opiekuna. Sytuacji na wysokości, kiedy ktoś wypina sprzęt i idzie bez zabezpieczenia, jest bardzo dużo, nie wszystkie kończą się wypadkami – uzupełnia Sieprawski.
Inne przyczyny wypadków w parkach i podczas zabaw na linach to niewłaściwa konfiguracja sprzętu, niewłaściwe zamontowanie elementów lub ich nadmierne zużycie, nieodpowiednie łączenia lin, nieznajomość sił, jakie powstają, kiedy człowiek odpada.
W przypadku tyrolek, czyli zjazdów na linie, niebezpieczny może być nawet podmuch wiatru:
– Lądowanie też może skończyć się tragicznie – mówi Wojciech Sieprawski.
W tym miesiącu w parku w Zamościu z wysokości spadła 10-letnia dziewczynka. Do szpitala została przetransportowana śmigłowcem. Badane są przyczyny wypadku.
Nasi rozmówcy podkreślają jednak, że biorąc pod uwagę liczbę osób, które co roku korzystają z ekstremalnych atrakcji, statystycznie wypadków nie jest dużo.
Trzeba jednak liczyć się z tym, że nie jest to do końca bezpieczna zabawa i uczestniczymy w niej na własną odpowiedzialność:
– To może być bezpieczne, ale nigdy całkowicie – dodaje Bogusław Kowalski. – Stąd tragedie, z którymi się spotykam, pisząc opinie jako biegły sądowy.
Dlatego warto wiedzieć, z czego korzystamy, gdzie, sprawdzić organizatora. I szczególną uwagę zwrócić na dzieci.