Bank kule nosi

fot. Pixabay

Tekst Simona White’a „Mroczny cień zwycięstwa” prowokuje mnie do rozważań natury ogólnej, a dotyczących wojny jako takiej. I tu wypada zrezygnować z cytowania „znawców tematu”, ale raczej posłużyć się elementarną logiką.

A czytając rozmaitych opisywaczy wojen śledzić cienką strużkę, mało czytelnych znaków i łączyć je w logiczne związki. To rzecz jasna grozi zarzutem uprawiania teorii spiskowych, ale szczególnie ten zarzut jest najlepszym dowodem na sens szukania spisków.

Po pierwsze zatem. Wojna (w rozumieniu militarnym) jest emanacją sił ekonomicznych i ma ekonomiczne cele. Wybucha, kiedy zawodzi dyplomacja i nacisk ekonomiczny połączony z politycznym. Wojna nigdy nie ma innych celów. Chodzi o zysk ekonomiczny. Reszta to propaganda.

Po drugie wojna potrzebuje pieniędzy. Najpierw na zyskanie przewagi militarnej, bo ta musi być kilkukrotna. Koszty tej przewagi wypracowuje gospodarka lub pokrywa kredyt. Z tym, że gospodarka potrzebuje czasu, aby kilku procent przewaga wzrostu gospodarczego, zamieniła się w przewagę militarną. Budowanie tej przewagi w oparciu o wlaną gospodarkę, wymaga jednak czau. Przeciwnik widzi przygotowania i też się zbroi. Wyścig wpędza oba kraje wyścig, którego efekt trudny jest do przewidzenia. Lepiej wziąć kredyt i uzbroić się szybciej.

Dobrym przykładem jest II WŚ. Najpierw dano kredyt Hitlerowi (ciekawe jak mało się o tym mówi), a kiedy już rozpoczął wojnę, kredyt dano Stalinowi (także Anglii). I tu pytanie dosyć nieoczywiste. Jak przegrane Niemcy spłaciły kredyt? No pomyślcie „jak”? Drodzy czytelnicy. Bo spłacić musiały, choć na ten temat zmowa milczenia. Wielka Brytania spłaciła i przestała być, z powodu kosztów wojny, imperium. Rosja nadal nie spłaciła. Zapewniam jednak was czytelnicy, że na mój nos Niemcy spłacały ten dług już podczas wojny. Czym? A no tym co zrabowały. Lecz o tej oczywistości nie przeczytamy nigdzie.

Na tym świecie nikt nie pożycza pieniędzy, ot tak sobie, na gębę, nie mając z zanadrzu środków gwarantujących odzyskanie kredytu. Nie ma tak, że dłużnik, zamiast być zlicytowany, dostaje tzw plan Marshalla i rozkwita gospodarczo dzięki rzekomej pracowitości i organizacji, przy ubytku 8 mln młodych i sprawnych mężczyzn. Plan Marshalla potwierdza jedynie, że Niemcy w kwestii długu po II WŚ byli rozliczeni z kredytodawcami. Mało tego, są dzisiaj tak bogaci, że mogą uzależniać kredytami innych. Gorzej z Sowietami, ci znaleźli się po złej stronie mocy i zepchnięci zostali w gospodarczą nędzę, z którą Rosja, surowcowa potęga, jakoś dziwnie nie może sobie poradzić. Logika pokazuje (po owocach), że Niemcy realizują czyjś plan, a Hitler był w tej grze marionetką. I im bardziej przydaje mu się cech, a to geniuszu, a to szaleństwa, tym bardziej powinno nas to utwierdzać, że był realizatorem cudzych planów.

Jak już domyślacie się szanowni czytelnicy chcę dojść do oczywistej tezy, że wojny organizują bankierzy, a państwo które wojnę wypowiada, jest pożytecznym idiotą, zaś naród, niezależnie czy wygrany czy przegrany, jest ofiarą. Mimo fanfar i salw honorowych. Tym samym każde wojenne zwycięstwo nosi stempel bankowy, a czasem komornika.
Gdyby się wojny, tym, którzy mają pieniądze, nie opłacały, nikt by ich nie organizował. Wojna jest jednym z najbardziej dochodowych interesów, szczególnie jeżeli prowadzi się ją w imię szczytnych haseł. Na przykład w imię obrony dobra przed złem, albo w obronie demokracji, albo w obronie wiary. To się nie zmieniło od tysiącleci, zatem czemu się miało zmienić w wieku XX, albo w XXI.
Kto posiada te pieniądze, które inwestuje w wojny, aby na nich zarabiać, a są to pieniądze naprawdę duże, nie muszę chyba pisać. Bo wiadomo, że nie jakiś mało znany bank na Kajmanach.

Tekst: Krzysztof Chmielnik

Fot. Pixabay

 

Exit mobile version